Szalony rejs jachtem...Kolbudy
Dziś trochę z innej beczki.
Za namową mojego synka Krzysztofa udaliśmy się na Plażę Miejską do Kolbud i wypożyczyliśmy łódkę. Niestety zaraz jak tylko opuściliśmy przystań zaczęły się kłopoty. Pękła lina z naszego żagla głównego, znaczy fał grota. Żagiel spadł do połowy trzeba go było zdjąć zupełnie.
Próbowaliśmy wrócić do przystani na foku ale niestety wiał przeciwny wiatr i wszelkie nasze wysiłki na hals spełzły na niczym... A właściwie to po kilku próbach zepchnęło nas na w trzciny ale nadal z dala od brzegu. Niestety nie mieliśmy żadnego telefonu do przystani więc pozostał tel do przyjaciela - 112..
Tam przemiła Ukrainka chyba, po wypytaniu się o wszelkie szczegóły naszej sytuacji i koneksje rodzinne ;) przekazała rozmowę do straży pożarnej. Po kolejnej rozmowie i kolejnym wyjaśnieniu, że nic nam nie grozi i nikomu nic się nie stało a jedynie prosimy o odholowanie ZACZĘŁO się!
Kilkanaście minut później przyjechały 2 wielkie wozy strażackie i karetka. Trochę to nas rozbawiło, ale jak się później okazało to nie do nas przyjechali. Poza naszą stabilną sytuacją był jeszcze 1 grzybek (łódka do góry "nogami") oraz jeszcze jedna łódka ze złamanym masztem...
Ale dzielni strażacy, kiedy tylko uporali się z bardziej poszkodowanymi przyszli i nam z pomocą...