dzień 7 - w Gruzji (3)

Dziś w Gori znów oglądaliśmy miasto, fotografując ślady działań Ruskich, jak i przedmieścia. W centrum zakupiliśmy 40kg cukierków dla dzieci uchodźców, a wracając do naszego hotelu na przedmieściach wyskoczyłem jeszcze na moment zobaczyć przydrożny ryneczek, ale już zmierzchało - no i czekali na mnie z kolacją. Wieczorem zaczepiło mnie kilku młodych ludzi i dzięki temu poznałem miejscowe towarzystwo. Zaskoczyli mnie swą otwartością i kulturą - znali swe tradycyjne pieśni i tańce i nie wstydzili się ich prezentować (nie to co nasza młodzież). Piliśmy zeszłoroczne wino, które zrobił jeden z chłopaków, było przepyszne. Po 24.00 wznieśliśmy toast z okazji Bożego Narodzenia, które tu inaczej świętują. A same toasty są kwiecistą przemową, często ponad kilkanaście minut, a nie zwykłym "na zdrowie". Wszyscy piją, często do dna, ale się nie upijają, bo przecież nie o to w tym wszystkim chodzi.